Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi blindman z miasteczka Krzyż Wlkp./Kalisz. Mam przejechane 50405.31 kilometrów w tym 565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.46 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy blindman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

wyścigowo

Dystans całkowity:3353.93 km (w terenie 75.00 km; 2.24%)
Czas w ruchu:85:20
Średnia prędkość:22.89 km/h
Maksymalna prędkość:58.83 km/h
Maks. tętno maksymalne:179 (93 %)
Maks. tętno średnie:167 (86 %)
Liczba aktywności:62
Średnio na aktywność:54.10 km i 2h 26m
Więcej statystyk
  • DST 27.20km
  • Czas 01:22
  • VAVG 19.90km/h
  • VMAX 35.81km/h
  • HRmax 179 ( 93%)
  • HRavg 167 ( 86%)
  • Sprzęt kuleczka :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyścig XC - im. Zbyszka i Marka TKKF Winogrady

Niedziela, 8 marca 2015 · dodano: 10.03.2015 | Komentarze 6

Pierwszy ścig w tym roku. Pierwsze tegoroczne spotkanie z chłopakami z team'u i ich formą, zwłaszcza że moja raczej nie najwyższa, a większość ma przynajmniej dwukrotnie większy bilans kilometrów i już dwa wyścigi za sobą. 
Dojazd do Poznania w okolicach 9.30 wysiadka z samochodu, składanie roweru i jazda na TKKF. Na miejscu pojawiam się kilkanaście minut przed startem juniorów i dzisiejszych solenizantek, oczywiście przy oprawie słownej p. Kurka :)
W trakcie pojawia się Jarek, następnieJacekWojtekDawid. Później zjawiają się AsiaZbyszek. Trochę my pogadali, trochę się rozgrzali (bo ja osobiście pod osłoną drzew autentycznie zacząłem marznąć) aż przyszedł czas na wyścig. Mnie chyba udzieliło się jakieś podniecenie przedstartowe bo mimo że tylko stałem to pulsometr wskazywał tętno w okolicach 100bpm...
Startowaliśmy z Jarkiem i Wojtkiem z zaszczytnego miejsca tzn. tuż przed emerytami, rencistami, inwalidami na wózkach itp. czyli z szarego końca...Zaraz po starcie pierwsza górka zrobiła to co miała zrobić czyli rozciągnęła peleton najbardziej jak to możliwe :)
Chłopaki już byli przede mną , nie mówiąc już o Jacku i Dawidzie którzy atakowali od frontu. Pierwsze schody i nieudolne kopiowanie (dobrego) pomysłu Jarka przez jednego z zawodników dopełniło sprawy. Generalnie cały wyścig przypominał gonitwę i ucieczkę między trzema gazelami w czerwono-czarno-białych barwach. Każda z gazel miała swój słaby moment, mnie złapał na sam koniec kiedy to pościg Jarka i Wojtka ruszył kawaleryjsko do przodu. Zwłaszcza Wojtka, który pod koniec dreptał tak jakby dopiero co zaczął wyścig :)
W międzyczasie Olga Wojtka i Zbigniew pstrykali fotki, w roli kibica pojawił się Dawid z DNF oraz Marek

Podsumowując impreza przednia, szkoda tylko że ostatnia tego typu w tym roku (choć jest plotka o jakiejś letniej edycji).
wyniki:
generalna: 27/58
master: 19/40
czas:  59:50

oto trzy gazele:


a oto klasyczny galop:



dzięki chłopaki za dobrą zabawę !!! :)
Kategoria wyścigowo


  • DST 58.06km
  • Czas 02:31
  • VAVG 23.07km/h
  • VMAX 55.19km/h
  • Sprzęt kuleczka :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Michałki AD 2014

Sobota, 20 września 2014 · dodano: 29.09.2014 | Komentarze 1

Mój drugi wyścig w Wieleniu, tym razem przyjazd na miejsce z pobliskiego Krzyża autem, wraz z moją narzeczoną, która przyjechała w roli kibica :)
Na miejscu mnóstwo znajomych, zarówno Gogglowców jak i lokalnych rowerzystów, od razu czuć że to miłe  i pozytywnie zakręcone miejsce.
W tle oczywiście  nie mogło zabraknąć charakterystycznego głosu redaktora Kurka :)
Po pogadankach czas na przebranie, montaż rowerów i konsumpcję ciasta  Kasi :)
Start jak zwykle ogień, na asfalcie cały czas w ok 40-45 km/h. Mimo moich założeń by dojechać do mety bez kolizji (bo zemsta za uszkodzenie swojej osoby na 2 tygodnie przed ślubem mogłaby być sroga...) starałem się utrzymać w pobliżu kolegów z teamu. Nawet nie było źle choć w jednym momencie pozwoliłem się zamknąć co spowodowało że przy wjeździe w las chłopaki mi odjechali...
Ale mimo to zacząłem  początkowo nadrabiać wcześniejszą stratę, lecz szło to naprawdę niemrawo... nie dosyć że czasem zdarzali się maruderzy, to tuż przede mną dwóch kolesi zaliczyło glebę, na szczęście ich wyminąłem. Jednak główną przyczyną tej niemrawej jazdy były słabe nogi (zwyczajowo nie podawała jak należy). Tydzień temu wszystko szło jak ta lala a dziś niestety nie...
Zasapany dogoniłem Mariusza który odpadł od wagonika Goggle'a  na krótko nawet go wyprzedziłem :) Trwało to jednak niedługo, bo po jednym ze skrótów w lewo wpadłem w głęboką dziurę z błotem, gdzie zaliczyłem klasyczną glebę :)
Mariusz szczęśliwie mnie ominął. Później starałem się trzymać koło, ale nie szło...
Psychicznie byłem tak wk... że znowu na Michałkach mi nie wyszło, że miałem dosyć jazdy. Dodatkowo po glebie coś się stało z przerzutka bo nie utrzymywała pozycji i łańcuch ciągle mi przeskakiwał (po kilku regulacjach jakoś się samo naprawiło).
Na tyle byłem zrezygnowany że zwolniłem do takiego poziomu iż na pulsometrze notowałem puls rzędu 115-120bpm... masakra.... w trakcie wyprzedził mnie m.in. z3waza. Dopiero po wyprzedzeniu przez kolejny wagonik zacząłem bardziej uczciwie kręcić, choć szału nie było. W trakcie wyprzedził mnie najgłośniejszy rower maratonu, czyli Kłosiu na 29er'ze :P
W sumie do końca wyścigu nic szczególnego się działo, no może poza tym że wygrałem finisz na stadionie :)
Na mecie czekali już teamowi zwycięzcy z Dave'm na czele który był drugi w medykach :)
Teamowe kobitki również zachwyciły formą, i to bez żadnego parytetu :)

wynik:
79/217
7 w medykach
czas 2h29min11sek
strata do lidera wyścigu: 28min56sek
strata do lidera Teamu: 14min26sek

ale mimo kiepskiego rezultatu pobiłem swój ubiegłoroczny czas o pół godziny (wtedy to dopiero było źle..)
2h59min38sek
139/196

wniosek: w przyszłym roku trzeba urwać kolejne pół godziny;] 


Kategoria wyścigowo


  • DST 105.53km
  • Czas 02:57
  • VAVG 35.77km/h
  • VMAX 57.56km/h
  • Sprzęt white power
  • Aktywność Jazda na rowerze

skoda bike poznan maraton

Sobota, 13 września 2014 · dodano: 14.09.2014 | Komentarze 2

Nie stać mnie ostatnio na dłuższe wpisy więc całość relacji w podpunktach :)
- pobudka o 4.20,
- dojazd do Poznania w gęstej mgle,
- zaparkowanie na terenie Galerii Malta,
- odbiór pakietu startowego, 
- ustawka z Gogglami :)
- start opóźniony o przeszło pół godziny,
- ale za to potem ogień !!!
- gonitwa za najszybszą ekipą z sektora D,
- ciągłe ataki na wolniejszych kolarzy z wyższych grup,
- pierwsze upadki, 
- "wygranie" lotnej górskiej premii w Lednogórze :P
- długi zjazd pokazuje różnice w przełożeniu kolarka vs. single fix ( to był dopiero młynek :)
- zagapienie się za maruderami przez co straciłem kontakt z uciekającą czołówką,
- długa wycieńczająca gonitwa za ucieczką(chyba z 5km nadrabiałem te 200 - 400m straty) ale zakończona sukcesem :)
- w międzyczasie kolejne gratki od innych uczestników za moją wyprawę na fixie i tych malutkich kółkach :D (chyba już wszyscy myślą że mam bzika:)
- im bliżej końca tym bardziej szaleńcze tempo,
- na niecałe 4km przed metą kolejne ofiary wyścigu rozrywają mój peletonik przez co znów się odrywam od ekipy i gonię, jednak tym razem zabrakło sił a przede wszystkim przełożenia, bo peleton już szturmował w kierunku mety, przez co dojechałem z kilku sekundowym opóźnieniem (za to bez zbędnego tłoku:)

Wnioski:
- było zajebiście!!! i jak zwykle na szosowych wyścigach niebezpiecznie  ]:->
na wyścigach MTB po wypadku czy kraksie w większości przypadków można mieć pretensje jedynie do siebie, a w szosowych do innych "ofiar"...a tych nigdy nie brakuje
- udało mi się chyba osiągnąć prawie max. możliwości na jaki było mnie stać, gdyż cisnąłem praktycznie do samego końca z najlepszą ekipą z mojej grupy startowej, nikt nas nie wyprzedzał, a tylko my wyprzedzaliśmy :) i gdyby nie moja wtopa na sam koniec może oderwałbym te dodatkowe 40-50 sek.
- bogaty pakiet startowy plus dużo jedzenia (choć wolałbym raczej makaron niż tego suchego hamburgera...)
- niepotrzebne opóźnienie, policja buuuuu... 
zwłaszcza za przepuszczanie aut na ostatnią chwilę przed grupą kolarzy (nie wspomnę już tu o akcji na skrzyżowaniu Garbary Estkowskiego....)
- fajne miejsce by spotkać dawno nie widziane twarzyczki (czy to z klimatu ostrokołowego czy szkoły średniej),
- na tą chwilę nic więcej nie przychodzi mi do głowy :)

aha !!!
gratki dla Krzycha!!! Goggle Leader vel Pocisk :)


wynik:
średnia  ca 37,5km/h
czas- 2:40:43
miejsce w kat  M30-34 nieszosowe - 6/182
open: 176/1722 :) 
Kategoria wyścigowo


  • DST 63.49km
  • Czas 02:56
  • VAVG 21.64km/h
  • VMAX 45.77km/h
  • Sprzęt kuleczka :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Binduga, czyli jak nie wygrać z choinką

Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 1

Z okazji przyjazdu do Poznania wpadłem na pomysł by uczestniczyć w kolejnym wyścigu z cyklu Gogol MTB.
Jako że przyjechaliśmy z Dominiką do dawno nie widzianej ekipy to sobotni wieczór upłynął pod znakiem hamburgera i kilku drinków z Ballentines, czyli wybitnie niesportowo :P
Na krótko przed snem, czyli gdzieś w ok. 2.30 wypiłem chyba z litr wody by choć trochę się nawodnić, podobnie zresztą rano. 
Śniadanie słabe: 2 skiby chleba z miodem, dlatego po drodze kiedy wrócił mi apetyt wciągnąłem Snickersa duopacka:)
Po dojeździe na miejsce zauważyłem że liczba goggli jest imponująca :)
Dostałem "fantastyczny" 3 sektor(jedyny słuszny, adekwatny do moich dotychczasowych osiągnięć), gdzie o dziwo stał obok mnie Swat Senior, co mnie lekko zdziwiło bo myślałem że wszyscy Swat'owi są wyjeżdżeni jak ta lala :) Pierwsze dwa sektory stały w cieniu my zaś w samym Słońcu, przy 44 stopniach przełączyłem licznik... a ze mnie parowało jakbym już przejechał cały ten maraton.
Start w dodatku opóźnił się o 10min. Gdy już nastąpił start pierwszy sektor wyrwał jak z torpedy, mój zaś nawet nie drgnął,i już w tym momencie zaczęła się robić dziura, której niestety nie dało się zespawać bo co większe grono trzeciego sektora zaczęło się wbijać w piach i blokować wszystkim za nimi. Kiedy już się udało opuścić słabsze towarzystwo zacząłem gonić, wypatrując daleko za koszulkami goggle'a. W sumie nawet nie wystąpiła u mnie żadna zadyszka która zazwyczaj pojawiała się w pierwszych minutach wyścigu (widocznie nocne picie pomaga na przeżycie :) Po ok. 4-5 km dostrzegam z3wazę i o dziwo! jpbike'a, Dodatkowo się zmobilizowałem i gonie dalej, w pewnym momencie znalazłem się już o 3 zawodników za nimi. Towarzystwo cisnęło ale ja chciałem jeszcze szybciej więc zacząłem znowu wyprzedzać. Niestety nie w tym momencie co trzeba... a to dlatego że wszyscy poruszali się po lewej ścieżce wytoczonej przez opony lokalnych pojazdów, ja zaś ruszyłem prawą nad którą gdzieniegdzie znajdowały się gałęzie choinek . Byłem święcie przekonany że co najwyżej obiją mi dłonie i tyle, niestety myliłem się. Po uderzeniu w jedną z kolejnych zachwiało mi lekko rowerem a kolejna obróciła mi kierownicę maksymalnie w prawo co zatrzymało rower w miejscu, a ja spektakularnie ...błem o ziemię. Oj bolało... ( do tej pory mnie boli). Na szczęście nikt mnie nie przejechał... Ale ból był tak silny że aż mnie zatkało. Pierwsze myśl: "znowu ta Goślina... w zeszły roku łyda a teraz to", następnie pojawiła się po prostu chęć zakończenia maratonu bo myślałem że zwyczajnie się już połamałem... spojrzałem na licznik a tam ledwo 6km przejechanych...
Biłem się z myślami ale na szczęście zmobilizowałem się i ruszyłem dalej, początkowo powoli, później coraz szybciej, aż zacząłem gonić to co straciłem podczas kraksy. Dogoniłem Swat Seniora i tak za nim kulałem się po całkiem fajnym odcinku pełnym zakrętów. Choć przyznam nieskromnie, że pokonywałem te łuki zdecydowanie lepiej niż mój najbliższy oponent (Rychleby się kłaniają :) Wkrótce go wyprzedziłem i tak przed końcem pierwszej rundy ustabilizowałem swoją pozycję. Na końcówce każdej z rund czekała na nas fantastyczna przeszkoda w postaci rzeczki, którą dwukrotnie przejechałem :)

Niestety późniejszych piachów już nie :( ale chyba nikt ich nie pokonał zwłaszcza z zanieczyszczonym od piachu mokrym napędem.
Przez kilka kilometrów współpracowałem z jednym zawodników, którego później gdzieś zgubiłem. Generalnie przez całą drugą rundę uciekałem przed grupką kilku zawodników. W zasadzie prawie mnie się udało, bo dorwał mnie jeden z nich i wyprzedził w piachach  
przed metą. 
Cały wyścig pokonałem w zasadzie bez żadnego kryzysu, no może poza jednym... znowu bolały mnie ręce, nie wiem czy to kwestia ustawienia, czy efekt mojej "ciężkiej fizycznej" pracy w aptece... :)
Po wyścigu pogadaliśmy sobie z gogglami, zjedliśmy posiłek (tym razem ryżyk) a na koniec zaliczyłem z Krzychem (liderem naszej grupy - gratki :)) kąpiel w Warcie i krótki rozjazd.


56/146 OPEN
M3: 23/60
Kategoria wyścigowo


  • DST 4.80km
  • Czas 00:18
  • VAVG 3:45km/h
  • HRmax 177 ( 92%)
  • HRavg 166 ( 86%)
  • Aktywność Bieganie

XVIII Amatorskie Mistrzostwa Kalisza w biegach przełajowych

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 31.05.2014 | Komentarze 2

dawno nie biegałem, ale skoro ogólnokrajowa akcja trwa to czemu nie spróbować :)
plan był następujący: trzymać się początku "peletonu" a następnie wytrzymać do końca, o ile się da...
przez pierwsze dwa kółka byłem drugi, następnie spadłem na 5 miejsce ale ostatecznie dobiegłem czwarty
wygrał jakiś lokalny bożyszcze triathlonu :)
wynik:
4/ok.60osób

gdzieś w formującym się stadzie
Kategoria wyścigowo


  • DST 91.35km
  • Czas 02:29
  • VAVG 36.79km/h
  • VMAX 52.12km/h
  • HRmax 174 ( 90%)
  • HRavg 157 ( 81%)
  • Sprzęt white power
  • Aktywność Jazda na rowerze

IX Leszczyński Maraton Rowerowy

Sobota, 17 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 1

Moje drugie spotkanie z leszczyńskim maratonem. Mając w pamięci dotychczasowe wspomnienia, nie mogłem sobie odmówić uczestnictwa w kolejnej edycji pomimo tego że forma jaka jest, każdy widzi :)
A maraton po małych zmianach, zmieniono dzień wyścigu oraz dystans (na jeden: 90km zamiast dwóch: 75km i ponad setki), a wszystko podobno przez "komunistów"...
Na miejscu spotkałem dawno nie widzianego znajomego, starego kuriera zamieszkującego pobliskie Kąkolewo, czyli Ernesta. Ostatni raz widzieliśmy się prawie dwa lata temu podczas maratonu w Jeziorkach.
Przyjazd do Leszna tak zaplanowałem by jeszcze mieć przynajmniej pół godziny na rozgrzewkę, bo już dwukrotnie w tym roku na początku maratonu spotykałem się niespodziewanie z zadyszką. Ale co z tego, skoro właśnie na ok. 45min przed startem niebo dosłownie się rozlało. Na 15 min przed, deszcz ustał więc trzeba było co prędzej ustawić się w sektorze bo chętnych sporo (choć mniej niż zapisanych, bo ostatecznie ok. 600 zamiast >800). Niestety nasz sektor już się nieźle wypełnił, ale myślę że i tak w miarę korzystnie się ustawiliśmy, jak na te warunki. Najlepszą sytuację miał pierwszy sektor VIPów i sektor pierwszej setki z ubiegłego roku.
W trakcie okazało się że wśród startujących kolarzy wystąpi Kuba Giermaziak, słynny kierowca wyścigowy, na szczęście na rowerze a nie w swoim GT3  :) 
Gdy padł strzał na start sektor nadal stał, tutaj to już chyba standard, ale nie ma co się dziwić przy tej ilości ludu. Później już tylko przysłowiowa "rura!!!" Jednak na pierwszych dwóch kilometrach peleton musiał co najmniej dwukrotnie (nie pamiętam już dokładnie bo było to dosyć stresujące) raptownie hamować, choć w sumie, póki co nie było ofiar. Po trzeciej stopce był już pierwszy trzask i pierwsze ofiary w sprzęcie, a największe straty odniósł wspomniany już Kuba Giermaziak
fajna ósemka:

Pierwszy sektor szybko się urwał ale przez spory okres był w zasięgu wzroku. Ja zaś pomimo brakujących zębów na blacie(czyli braku przełożeń przy tym wściekle narastającym tempie) starałem się gonić kolejną grupę i w gruncie rzeczy to się udało, nawet znalazł się tam inny teamowy kolega. W trakcie, oczywiście, czule objęła mnie moja kochana niemoc w postaci zadyszki, ale wytrwałem :)
Choć subiektywnie uważam że w ubiegłym roku miałem zdecydowanie lepszą wydolność. Mimo to parę razy nawet prowadziłem na czele swojej grupki, ale zdecydowanie rzadziej niż rok temu, zresztą jak zwykle na ok. 50 osób, 10 osób pracuje, a reszta się wiezie...
Na trasie spotykaliśmy się z gorącym dopingiem lokalnych mieszkańców, były wuwuzele, trąbki, oklaski, machanie i pozdrawianie:) miło :) Gdzieniegdzie można było spotkać sprzedających szparagi :D
Trasa pomimo zmian, miała podobny charakter jak dotychczasowa. Na zjazdach musiałem gonić, na podjazdach zaś nawet sporo nadrabiałem, na zakrętach za to starałem się być maksymalnie ostrożny. Miejscami trzeba było omijać przeszkody w postaci bidonów, butelek co wywoływało nerwowe reakcje grupy. Sam zresztą taką spowodowałem, gdy wypadło mi opakowanie żelków, przez które nieźle mną zachwiało... już w myślach widziałem jak wszystkie te kolarki po mnie przejeżdżają. Ale uuufff , jakoś się udało.
Podczas jazdy w grupie jeden z kolarzy zorientował się że śmigam na ostrym kole więc dodatkowo zmotywowałem się do pracy po słysząc krótkie "szacun". Choć dodatkowo poprosił mnie, że gdybym nagle wpadł na pomysł by się rozciągnąć podczas jazdy, bym zrobił to na końcu stawki, doskonale wiedział czym to grozi :D
Po prawdzie nieraz miałem na to ochotę ale za to byłem prawdopodobnie jedynym kolesiem w stawce który nie hałasował przerzutkami i przekręcił korbą każdy cm trasy:) 
Im bliżej mety tym tempo było bardziej szarpane a koncentracja wzrastała, choć nie u wszystkich czego przykład poniżej 
https://www.youtube.com/watch?v=sc9aeOUC9rg
to prawdopodobnie filmik z mojej grupy, bo działo się to gdzieś za mną (o trzasku jaki się rozległ nie wspomnę).
Podobnych akcji było więcej, w lokalnych wiadomościach po zawodach okazało się że jakiegoś człowieka zabrano do szpitala, inny z kolei dotarł z karbonową szosówką w dwóch częściach :) padła plotka że może to był składak i że może zapomniał wkręcić śrubek :D
Sam też nie ustrzegłem się incydentu na sam koniec wyścigu...Na 1,5 km przed metą, na ostatnim zakręcie przed finałową prostą pojechałem po zewnętrznym obwodzie, jednak właśnie tam okazało się że w wyniku walki dwóch ziomków trzeci zostaje wypchnięty na pobocze, dodatkowo z ustawionym prawie w poprzek rowerem. Jakoś udało mi się go w ostatniej chwili wyminąć, ale tylko dlatego że sam wjechałem głęboko w trawę. W trakcie, będąc jeszcze w pędzie, wyskoczyłem z roweru co zaowocowało wbiciem siodełka w prawy pośladek i obtarciem, nie wiem w sumie nawet jak pachwiny. Koleś którego wypchnięto rzucił się do gonitwy za grupą która niestety już uciekła ze słowami "niech ja tego chuja znajdę" :D Ja za to stwierdziłem że i tak nie ma co gonić tej ekipy, więc w szybkim tempie dotarłem do mety kilka sekund za grupą z uśmiechem na twarzy :)


wynik:
open - 162/570
w kategorii M3MTB- 2/43
czas - 2h 25min 47sek
Vśr - 36,90km/h
strata do lidera open - 10min 30 sek


pozdrowienia z drogi


ps. a sponsorzy jak zwykle nie zawiedli, bo pomimo niskiej ceny (40zł) na mecie był całkiem niezły makaron z mięchem, batony, woda,  podróbka Kubusia no i miły dodatek w postaci odzieży. W ubiegłym roku były to skarpetki kolarskie, a w tym koszulka,
 
Kategoria wyścigowo


  • DST 60.27km
  • Czas 02:56
  • VAVG 20.55km/h
  • VMAX 46.17km/h
  • Sprzęt kuleczka :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śrem MTB

Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 0

Wyścig+wyjazd na myjnie.
Wynik na miarę obecnej dyspozycji, choć gdyby nie niespodziewana zadyszka na starcie mogłoby być lepiej...ale co by było gdyby... :)
open 46/96 M3:17

łapanie kurzu :)
Kategoria wyścigowo


  • DST 102.88km
  • Czas 04:18
  • VAVG 23.93km/h
  • VMAX 54.20km/h
  • HRmax 173 ( 90%)
  • HRavg 153 ( 79%)
  • Sprzęt kuleczka :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dolsk + dojazdy

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · dodano: 14.04.2014 | Komentarze 0

nawet dojechałem :)

hmm, to może tak:
- dojazd na maraton ==> mandat karny, 71 na 50tce, 4 punkty i 100zł (bilans z ostatniego miesiąca 13 pkt...) a tym razem naprawdę nie pędziłem (Dominika potwierdzi!!!),
- podczas rejestracji bitwa z myślami czy by nie przepisać się na mini, z racji słabej dyspozycji i co tu dużo gadać, niepokonania jeszcze w obecnym sezonie dystansu 70km, ba większość tegorocznych kilometrów przebyłem po asfalcie.. ale skoro już podjąłem męską decyzję to postanowiłem przy niej pozostać;]
- nieoczekiwanie spotkanie przy rejestracji zawodów, z kumplem ze szkoły średniej, którego od zakończenia technikum nie widywałem,
- rozgrzewka po odjeździe Fryśki do Poznania,
- ekshibicjonizm przy owcach (przy ogólnym rozbeczeniu się towarzystwa) :)
- ustawianie się w 3 sektorze (tym dla tych najszybszych :D), jejku ile tu Gogglowców :)
- start, poszły konie po betonie, tfu asfalcie, i to jak...
- pierwsza wyjebka, na szczęście nie moja, choć mnie na samą myśl bolało na widok leżącego kolesia wyłaniającego się spośród pędzących rowerów, swoją drogą zastawiam się gdzie leżał jego rower, bo nie dostrzegłem nic w promieniu kilku metrów :D
- pierwsze uderzenie silnego wiatru,
- kolejna wyjebka, tym razem moja, na pierwszym bufecie, aż do dziś mi głupio...
- pierwsze zadyszki,
- atak miniowców (ci to ale pędzą),
- wkręcona gałąź, na szczęście w tylne koło, ale i tak obowiązkowy postój bo wiklinka zespawała się z napędem i kasetą,
- dwa wyraźnie kryzysy, i o dziwo żaden nie dotyczył nóg... pierwszy w ok 35km, cholerny ból pleców w części krzyżowej, kolejny to ból dłoni oraz całych rąk, a na koniec chyba wytrzęsiona lewa nerka :D
- ale dotrwałem !!!! :) i nie byłem ostatni w team'ie :D
- pogadanka i postój z Goggle Team,
- powrót w kierunku Kalisza, po drodze zgarnia mnie powracająca z Poznania Dominika

bilans:
- pierwsza setka w sezonie, pierwsze zawody sezonu za mną, pierwsze wnioski na kolejne zawody, i kurde kolejne punkty karne... w tym miejscu gorące pozdrowienia dla żeńskiego patrolu policji z Kotlina..
 
3:03:19 (M3:30 open:91)


  • DST 95.66km
  • Czas 04:32
  • VAVG 21.10km/h
  • VMAX 45.64km/h
  • Sprzęt kuleczka :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

no i gdzia ta forma ?!? ;D

Sobota, 14 września 2013 · dodano: 16.09.2013 | Komentarze 2

A miało być tak fajnie...
Pierwszy ścig od niepamiętnych czasów w dodatku w rodzinnych stronach, sprzyjająca aura, wyścigowa atmosfera no i co by nie było porachunki z kolegami ;D
Sobotę powitałem na pewno później niż reszta, zwłaszcza dojeżdżających ścigantów, ale zdecydowanie wcześniej niż bym chciał wstać po kilkunastodniowym porannym lub wczesnoporannym pobudkom, które niestety również gościły podczas naszego urlopu.
Po śniadaniu i nieoczekiwanym perypetiom sobotniego poranka ruszyłem do Wielenia rowerem, raz że to w końcu blisko a dwa że do tej pory czułem się po urlopie zamulony o czym już pewnie wcześniej wspominałem więc rozruch byłby wskazany .
Po przyjeździe szybka i sprawna rejestracja, odbiór fantów i poszukiwania znajomych. W międzyczasie spotkanie z jeszcze jedną dawno nie widzianą twarzą, Tomkiem, który to pędził w giga.
Po pogadankach, dopompowaniu i małym snickersie i drobnym zastrzyku epożelków (które nie wiedzieć czemu tak długo nie zostały właczone na listę środków niedozwolonych ;P) ruszyliśmy na wspólną rozgrzewkę. Jeszcze tylko szybkie obniżenie wagi poprzez utratę płynnego balastu w pobliski krzakach i ustawienie się na linii startowej. Puls który już w drodze do Wielenia utrzymywał się w dosyć wysokich partiach nadal pozostawał w tych samych rejonach, ale przed startem to już chyba norma ;)
Krótkie gadu gadu a tu już start, ruszyliśmy! Na początek niemrawo z kilkoma postojami bo i wyjazd ze stadionu wąski, ale potem jak chopoki ruszyły, chwila moment i już cztery dychy na liczniku, które po krótkiej chwili zjechały do zera bo trasę przegrodził zamknięty szlaban, oczekujący na nadjeżdzający szynobus. Hehe tym razem chyba po raz pierwszy w PKP pociąg przyjechał przed czasem bo wg. rozkładu wyjazd miał mieć 10:03 ;P No ale jak już wszyscy pomachali i ponarzekali, pociąg przejechał, szlaban w górę i zabawa od nowa. Po chwili znów niczym husaria, wszyscy w jednym pędzie, przy czym Adrian asekuracyjnie gdzieś z tyłu, bo już nie tak świeży w kroku, no i nadal reakcje po przez niepewny bark spowolnione. Gdy już wjechaliśmy w las peleton się rozciągnął, Dave i Duda gdzieś mi zniknęli więc staram się jakoś cisnąć do przodu, tętno przyśpieszone >170 ale że noga jeszcze nawet podawała to gdzieś po drodze przegoniłem Dudę, który potem gonił mnie uparcie ;) Chwilę wcześniej na szlaku zobaczyłem odpiętego chipa, ktoś miał pecha (swoją drogą to jedyny minus dla organizatorów imprezy, bo w istocie niektóre rzepy naprawdę trzymały na "Ojcze nasz").
Po ok.30km nagle zonk, nogi sztywne, uda jakby ucięło no i już wiedziałem że po zawodach. Próbuje walczyć dalej a tu nagle ręce odmówiły posłuszeństwa więc jednym słowem energetyczna katastrofa... Od tego momentu praktycznie wszystko co jechało mnie wyprzedzało, a było tego co najmniej z 50 jednostek...gdyby nie pojedyńczy wagonik z Aga team, który również czuł się podobnie jak ja, to pewnie byłby DNF ale na szczęście daliśmy radę, wielkie dzięki za towarzystwo!!! Tuż przed metą zaatakowały nas jeszcze słynne kurwidołki, ehh co to za uczucie ;)
Na mecie medal, makaron, pogadanka z kumplami i do domu pod wiatr.
Mimo to jestem zadowolony ;) a co mnie nie zabiło w tym roku to ja to zniszczę za rok!
Kategoria wyścigowo


  • DST 78.82km
  • Czas 03:50
  • VAVG 20.56km/h
  • VMAX 53.04km/h
  • Sprzęt white power
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nightrider Alleycat :)

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 03.06.2013 | Komentarze 2

Dawno nie byłem na tego typu imprezie, przypomniał mi się typowo studencki czas :)
Za dnia zakupowo po Poznaniu, wieczorem i nocą alleycat i melanż do 5 rano :)
wniosek na dziś: nie pij Red Bulla bo nogi zamula ! :)
Alley w postaci 10 rundowego wyścigu genialna sprawa, moja forma już niekoniecznie :)

a jako multimedia film zrealizowany przez Tomka G :)