Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi blindman z miasteczka Krzyż Wlkp./Kalisz. Mam przejechane 50405.31 kilometrów w tym 565.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.46 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy blindman.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 63.49km
  • Czas 02:56
  • VAVG 21.64km/h
  • VMAX 45.77km/h
  • Sprzęt kuleczka :)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Binduga, czyli jak nie wygrać z choinką

Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 1

Z okazji przyjazdu do Poznania wpadłem na pomysł by uczestniczyć w kolejnym wyścigu z cyklu Gogol MTB.
Jako że przyjechaliśmy z Dominiką do dawno nie widzianej ekipy to sobotni wieczór upłynął pod znakiem hamburgera i kilku drinków z Ballentines, czyli wybitnie niesportowo :P
Na krótko przed snem, czyli gdzieś w ok. 2.30 wypiłem chyba z litr wody by choć trochę się nawodnić, podobnie zresztą rano. 
Śniadanie słabe: 2 skiby chleba z miodem, dlatego po drodze kiedy wrócił mi apetyt wciągnąłem Snickersa duopacka:)
Po dojeździe na miejsce zauważyłem że liczba goggli jest imponująca :)
Dostałem "fantastyczny" 3 sektor(jedyny słuszny, adekwatny do moich dotychczasowych osiągnięć), gdzie o dziwo stał obok mnie Swat Senior, co mnie lekko zdziwiło bo myślałem że wszyscy Swat'owi są wyjeżdżeni jak ta lala :) Pierwsze dwa sektory stały w cieniu my zaś w samym Słońcu, przy 44 stopniach przełączyłem licznik... a ze mnie parowało jakbym już przejechał cały ten maraton.
Start w dodatku opóźnił się o 10min. Gdy już nastąpił start pierwszy sektor wyrwał jak z torpedy, mój zaś nawet nie drgnął,i już w tym momencie zaczęła się robić dziura, której niestety nie dało się zespawać bo co większe grono trzeciego sektora zaczęło się wbijać w piach i blokować wszystkim za nimi. Kiedy już się udało opuścić słabsze towarzystwo zacząłem gonić, wypatrując daleko za koszulkami goggle'a. W sumie nawet nie wystąpiła u mnie żadna zadyszka która zazwyczaj pojawiała się w pierwszych minutach wyścigu (widocznie nocne picie pomaga na przeżycie :) Po ok. 4-5 km dostrzegam z3wazę i o dziwo! jpbike'a, Dodatkowo się zmobilizowałem i gonie dalej, w pewnym momencie znalazłem się już o 3 zawodników za nimi. Towarzystwo cisnęło ale ja chciałem jeszcze szybciej więc zacząłem znowu wyprzedzać. Niestety nie w tym momencie co trzeba... a to dlatego że wszyscy poruszali się po lewej ścieżce wytoczonej przez opony lokalnych pojazdów, ja zaś ruszyłem prawą nad którą gdzieniegdzie znajdowały się gałęzie choinek . Byłem święcie przekonany że co najwyżej obiją mi dłonie i tyle, niestety myliłem się. Po uderzeniu w jedną z kolejnych zachwiało mi lekko rowerem a kolejna obróciła mi kierownicę maksymalnie w prawo co zatrzymało rower w miejscu, a ja spektakularnie ...błem o ziemię. Oj bolało... ( do tej pory mnie boli). Na szczęście nikt mnie nie przejechał... Ale ból był tak silny że aż mnie zatkało. Pierwsze myśl: "znowu ta Goślina... w zeszły roku łyda a teraz to", następnie pojawiła się po prostu chęć zakończenia maratonu bo myślałem że zwyczajnie się już połamałem... spojrzałem na licznik a tam ledwo 6km przejechanych...
Biłem się z myślami ale na szczęście zmobilizowałem się i ruszyłem dalej, początkowo powoli, później coraz szybciej, aż zacząłem gonić to co straciłem podczas kraksy. Dogoniłem Swat Seniora i tak za nim kulałem się po całkiem fajnym odcinku pełnym zakrętów. Choć przyznam nieskromnie, że pokonywałem te łuki zdecydowanie lepiej niż mój najbliższy oponent (Rychleby się kłaniają :) Wkrótce go wyprzedziłem i tak przed końcem pierwszej rundy ustabilizowałem swoją pozycję. Na końcówce każdej z rund czekała na nas fantastyczna przeszkoda w postaci rzeczki, którą dwukrotnie przejechałem :)

Niestety późniejszych piachów już nie :( ale chyba nikt ich nie pokonał zwłaszcza z zanieczyszczonym od piachu mokrym napędem.
Przez kilka kilometrów współpracowałem z jednym zawodników, którego później gdzieś zgubiłem. Generalnie przez całą drugą rundę uciekałem przed grupką kilku zawodników. W zasadzie prawie mnie się udało, bo dorwał mnie jeden z nich i wyprzedził w piachach  
przed metą. 
Cały wyścig pokonałem w zasadzie bez żadnego kryzysu, no może poza jednym... znowu bolały mnie ręce, nie wiem czy to kwestia ustawienia, czy efekt mojej "ciężkiej fizycznej" pracy w aptece... :)
Po wyścigu pogadaliśmy sobie z gogglami, zjedliśmy posiłek (tym razem ryżyk) a na koniec zaliczyłem z Krzychem (liderem naszej grupy - gratki :)) kąpiel w Warcie i krótki rozjazd.


56/146 OPEN
M3: 23/60
Kategoria wyścigowo



Komentarze
duda
| 08:35 piątek, 11 lipca 2014 | linkuj o chłopie fotkę i minę masz grubą!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa owduz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]